Podczas ostatnich trzech europejskich imprez rangi mistrzowskiej, Polacy bardzo wysoko plasowali się w klasyfikacji medalowej. Biorąc pod uwagę standardową punktację – na Mistrzostwach Europy w Katowicach byli drugą najlepszą reprezentacją. Na najważniejszej europejskiej imprezie – Mistrzostwach Europy Open w Myślenicach, biało-czerwoni pokazali wysoką formę i dominację.
Puchar Europy
Październikowe zmagania w Małopolsce były kontynuacją zwycięskiego trendu Polaków. Pierwszego dnia zmagań reprezentacja zdobyła aż 122 medale (62 brązowe, 33 srebrne i 27 złotych), a biało-czerwoni stawali na podium wszystkich kategorii (nierzadko na kilku jego stopniach). Zawodnicy z Polski absolutnie zdominowali sobotnie zawody. Pisząc o Pucharze Europy można w zasadzie poprzestać na omówieniu sukcesów polskich zawodników, ponieważ dobrzy jak zwykle Rumuni, Ukraińcy, Mołdawianie czy Węgrzy – mimo dobrych walk i niemałych sukcesów – przegrywali pojedynki z gospodarzami.
Drugiego dnia, seniorki i seniorzy w biało-czerwonych barwach również pokazali klasę, jednak do tego dojdę w dalszej części artykułu. Podsumowując sobotnie zawody – pierwotnie chciałem wspomnieć nazwiska chociaż polskich zwycięzców swoich kategorii, jednak było ich tak dużo…, że poniżej zamieszczam link do wyników wszystkich kategorii. Gratulacje dla wszystkich reprezentantów!
- Źródło: Archiwum organizatora
- Źródło: Archiwum organizatora
- Źródło: Archiwum organizatora
- Źródło: Archiwum organizatora
Mistrzostwa Europy Open czas zacząć
Drugi dzień rywalizacji to coś na co cała karatecka Europa czekała. Zmagania najlepszych z najlepszych w kategoriach open kobiet i mężczyzn oraz kata. W konkurencji kumite Polskę reprezentowało sześciu mężczyzn i pięć kobiet. W kata zaś – siedem kobiet, dziewięciu mężczyzn i jedna drużyna.
Drugi dzień zmagań zaczął się tradycyjnie od kata. Do finałów tej kategorii zakwalifikowały się dwie Polki oraz aż czterech Polaków. Wśród kobiet o medal otarła się Kamila Krzak z Katowic. Do brązu zabrakło jej zaledwie 0,1 punktu! Szóste miejsce w tej kategorii zajęła Aleksandra Wieczorek z Olsztyna, która moim zdaniem nie została całkowicie sprawiedliwie oceniona.
W polsko-hiszpańskim finale mężczyzn Miłosz Wolak, Marcin Kondra i Tomasz Waryszak zajęli kolejno czwarte, piąte i szóste miejsce, zaś na drugim stopniu podium uplasował się główny organizator turnieju – Marcin Sturgulewski. Ten wynik jest imponujący, zważywszy, że przygotowania organizacyjne na pewno zepchnęły na dalszy plan te sportowe.
Wśród rywalizacji team kata reprezentanci Polski zajęli trzecie miejsce.
Kumite Men Open
W konkurencji kumite mogliśmy oglądać wiele ciekawych walk. Poza zmaganiami Polaków na uwagę zasługują występy Bogomila Kostova oraz Alejandro Navarro.
Młody Bułgar zaczął fantastycznie. Walczył wspaniałe pod kątem technicznym i taktycznym. Pierwszą walkę wygrał przez dwa wazaari z o wiele cięższym i wyższym przeciwnikiem z Turcji. Druga walka okazała się być najkrótszą walką turnieju. Kostovovi wystarczyło równo 20 sekund aby pokonać Słowaka poprzez 2 wazaari. Dodajmy, że większość tego czasu to „wyliczanie” pierwszego wazaari, a w walce zostały użyte jedynie dwie techniki. Marzenia Bogomila o medalu w kategorii open rozwiał dopiero w ćwierćfinale Polak – Filip Maksimowicz. Bułgar skończył na 8. miejscu.
Skoro wspomniałem już o najkrótszej walce zawodów oraz Filipie, to nie sposób nie połączyć tego z nokautem zawodów. Autorem ewidentnie najlepszego nokautu był właśnie zawodnik z Olecka. Pierwszą swoją walkę wygrał on efektownym nokautem hiza geri jodan. Po efektownym zwycięstwie nad Brytyjczykiem pokonał Hiszpana oraz wspomnianego już Bułgara. W półfinale Maksimowicz nieznacznie uległ bardziej utytułowanemu koledze z reprezentacji – Patrykowi Sypieniowi, zaś w walce o 3. Miejsce – rewelacyjnemu Ukraińcowi – Andreiowi Mezhenskyiemu.
Kolejnym wartym uwagi Polakiem był Grzegorz Kędzierski z Wrocławia. Walczył z o wiele wyższymi i cięższymi przeciwnikami, mimo to pierwszą walkę wygrał przez wazaari. W drugiej niestety musiał oddać wyższość przyszłemu medaliście – Mezhenskyiemu.
Najniższym, jednym z najmłodszych i jednym z najlżejszych zawodników był Wiktor Kolaja, również z Wrocławia. Kolaja w pierwszej walce wygrał z zawodnikiem o 25 cm wyższym i o 30 kg cięższym. Następnie przez nieobecność przeciwnika przeszedł do ćwierćfinału, gdzie spotkał się z nieśmiertelnym Alejandro Navarro. Niestety tutaj duży stres, różnica doświadczenia i wagi zrobiły swoje, niemniej Wiktor tanio skóry nie sprzedał.
Asem w rękawie był jak zwykle Patryk Sypień. Patryk w swoim stylu wygrywał kolejne walki, między innymi z Andrzejem Winiarskim oraz Filipem Maksimowiczem. Dochodząc do finału nikomu nie sprawił niespodzianki. Jednak w ostatnim pojedynku, po niezwykle zaciętych trzech rundach, sędziowie niejednogłośnie uznali wyższość hiszpańskiego mistrza – Navarro.
Alejandro znowu to zrobił. Mimo 46 lat na karku wciąż jest w stanie wygrywać najważniejsze zawody. Wydolność, wytrzymałość i konsekwencją tego zawodnika są ponad wszelką wątpliwość godne podziwu.
/dopisek Natalii Stachowicz/ Na uwagę zasługuje powrót na matę Andrzeja Winiarskiego, który aktualnie trenuje w Myślenicach. Jego walki odznaczały się piękną techniką, widać w nich było przemyślaną taktykę. Styl walki Winiarskiego nie tylko był widowiskowy, ale co najważniejsze skuteczny. Tak wszechstronny zawodnik może myśleć o większych wyzwaniach niż ME Open…
Kumite Women Open
Przejdę do kategorii kobiecej. Tutaj spektakularnych nokautów nie było, ale to nie znaczy, że nie ma o czym opowiadać. Niestety zawodniczki z Węgier i Bułgarii walczyły bardzo nieczysto, co na przykład w przypadku Natalii Stachowicz skończyło się zwichniętą szczęką (i TYLKO chui ichi!). Na odnotowanie zasługuje fakt, że Natalia wyszła do drugiej walki, w której dała z siebie wszystko i nieznacznie uległa przyszłej mistrzyni.
O ile wśród mężczyzn pierwszą czwórkę, a na pewno finał, można by wytypować w ciemno, o tyle wśród kobiet mieliśmy do czynienia nie z jednym, a aż dwoma „czarnymi końmi” (choć wśród kobiet to chyba nie do końca trafne sformułowanie).
Ewidentnym zaskoczeniem zawodów była młodziutka posiadaczka zielonego pasa – Matylda Bień z Zamościa. Matylda miała bardzo dobry start i wygrała pierwszą walkę z Węgierką. Następnie dzięki nieobecności zawodniczek w kolejnej rundzie – awansowała do półfinału. W półfinale jednak pokazała, że jej obecność tam nie była przypadkowa. Dała fantastyczną walkę z kolejną reprezentantką Hungarów i tym sposobem znalazła się w finale z drugą Polką – Darią Dobkowską-Szefer. I tu płynnie przejdę do drugiego „czarnego konia”, a więc Darii. Z jednej strony trzeba wspomnieć fakt, że Siemianowiczanka jest już kilkukrotną mistrzynią Polski i Europy, ale… W kategorii -55 kg! Natomiast dojście do finału, a następnie wygrana na Mistrzostwach Europy Open zawodniczki z wagi lekkiej to niewątpliwie niespodzianka. I to jak przyjemna niespodzianka!
/dopisek Natalii Stachowicz/:
Mistrzostwo organizacji
Organizator – Myślenicka Akademia Karate „Byakko” (czyli Marcin Sturgulewski wraz ze swoim zespołem), zadbał, aby turniej stał na najwyższym poziomie organizacyjnym. Zarówno wizualnie, jak i technicznie – oprawa robiła wrażenie! Mimo że Myślenice nie są metropolią, chyba każdy czuł, że w pierwszy weekend listopada były stolicą europejskiego karate.
Nie da się uniknąć błędów organizacyjnych, ale jeśli tutaj jakieś wystąpiły, to z pewnością nie były odczuwalne. Już przed mistrzostwami wiadomo było, że organizator ma plan na to wydarzenie i będzie go konsekwentnie realizował. To był piękny event i na pewno zapisze się w pamięci karateków na długo. Osu!
Wszystkie zdjęcia z artykułu pochodzą z galerii organizatora.